Aktualności

CZY WŚRÓD JAPOŃSKICH NASTOLATKÓW WYSTĘPUJĄ
ZAGROŻENIA NARKOTYKOWE?

Konstancja Więckowska


W klubie Karaoke


   Los sprawił, że w ostatnim czasie spędziłam 5 tygodni w Kraju Kwitnącej Wiśni. Mieszkałam w mieście Oita, położonym na wschodzie Kiusiu – najbardziej południowej spośród czterech głównych japońskich wysp. Jak na standardy japońskie jest to niewielkie miasto, liczy sobie około 400 tys. mieszkańców. Chodziłam tam do szkoły i większość czasu spędzałam w towarzystwie moich japońskich rówieśników. Z wielkim zainteresowaniem przyglądałam się tamtejszej rzeczywistości, a moją uwagę przyciągały oczywiście różnice pomiędzy Japonią i Polską. Próbowałam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy młodzi Japończycy są podobni do młodych Polaków, czy jednak inni i na czym ewentualnie polega ta odmienność. Wśród rozmaitych spraw, które mnie interesowały, był między innymi stosunek młodzieży do używek, w tym narkotyków. Zastanawiałam się i starałam dowiedzieć, czy japońska szkoła i jej uczniowie mierzą się z problemem zagrożeń narkotykowych, a jeśli tak, to jak stawiają mu czoła.

  
Wyjeżdżając z Polski wiedziałam – ze stron internetowych – że narkotyki w Japonii są absolutnie nielegalne, a wszystko, co się z nimi wiąże, jest surowo karane. Wygląda to naprawdę odstraszająco: za samo posiadanie i używanie narkotyków można trafić do więzienia nawet na pięć lat, nie wspominając o grzywnie. Jeszcze wyższe kary grożą za sprzedaż oraz przewożenie tych substancji: od siedmiu do dziesięciu lat za kratkami. Warto przy tym dodać, że za narkotyk uznawana jest również marihuana, w Japonii nie jest dozwolone jej używanie nawet ze wskazań medycznych.

   Ale japońscy amatorzy intensywnych wrażeń muszą liczyć się nie tylko z drakońskimi karami, czeka ich ponadto stygmatyzacja i ostracyzm ze strony społeczeństwa. Japończycy uważają, że zażywanie środków odurzających jest po prostu przestępstwem, nie ma zatem społecznej akceptacji czy nawet milczącego przyzwolenia dla korzystania z tego typu substancji. Boleśnie mogli przekonać się o tym niektórzy celebryci, dla których przyłapanie na zażywaniu środków halucynogennych oznaczało skandal na cały kraj i w praktyce, koniec kariery.


Japońska nastolatka na imprezie

Ta konsekwentna polityka „zero tolerancji”, połączona z potępieniem społecznym wydaje się przynosić oczekiwane efekty: według moich obserwacji w japońskiej szkole średniej problem narkotyków nie występuje, a młodzież nie jest narażona na tego rodzaju zagrożenia. Trzeba tu jednak zaznaczyć, że japońskie nastolatki znacznie różnią się od polskich, czy w ogóle europejskich. Zacznijmy od kwestii może drobnej, ale jednak istotnej: pełnoletność w Japonii osiąga się dopiero w wieku 20 lat, a nie 18, jak w Polsce. Przede wszystkim jednak japońska młodzież jest zdyscyplinowana i posłuszna. Co dla nas niezwykłe, nie wykazuje też skłonności do przekraczania granic czy buntowniczych zachowań. Przeciwnie, młodzi Japończycy są ulegli wobec wszelkich zakazów i nakazów. Nie wyobrażają sobie, że mieliby naruszyć ustalone normy, złamać obowiązujące zasady czy kosztować zakazanych owoców. Cóż tu zresztą mówić o narkotykach, skoro japońscy licealiści nie sięgają nawet po alkohol, a sama próba rozmowy o nim wywołuje u indagowanego dyskomfort, by nie rzec panikę. Kiedy zapytałam moją japońską koleżankę z klasy, Iori (17 l.), czy piła kiedyś alkohol, nawet w domu, z rodzicami, odpowiedziała – spłoszona –, że nie, że przecież nie ma jeszcze 20 lat. I dalej nie chciała już kontynuować rozmowy. Wygląda więc na to, że młodym Japończykom w ogóle nie przychodzi do głowy, że mogliby bodaj spróbować alkoholu czy papierosów, o narkotykach już nie wspominając.


Japońskie licealistki w szkole


   Postanowiłam jednak podrążyć jeszcze trochę ten temat i dowiedzieć się tyle, ile się da. Pomyślałam, że może osoby nieco starsze, a w każdym razie pełnoletnie, będą mogły udzielić mi jakichś informacji. Okazja się nadarzyła i zapytałam o to Hinę (24 l.) i Misaki (21 l.), dwie studentki Uniwersytetu w Beppu. To miasto sąsiednie w stosunku do mojego Oita. Powiedziały mi zgodnie, że w japońskich liceach nie ma narkotyków, jeżeli już, to pojawiają się w środowisku studenckim. Zaraz potem okazało się jednak, że zasadniczo nie są to substancje, o których myślimy mówiąc o narkotykach, a jedynie marihuana. Która i tak nie jest jakoś bardzo popularna: używa jej niewiele osób i niezbyt często. Jeśli natomiast chodzi o twarde narkotyki, to z ich zażywaniem można spotkać się w klubach. I tam właśnie można je zapewne kupić.


Klub karaoke w Oita


  Na koniec zaczęłam się jeszcze zastanawiać nad kwestią dostępu. To znaczy, czy ja w Japonii mogłabym zdobyć np. marihuanę – gdybym faktycznie chciała. Bo w Polsce wiedziałabym, jakie podjąć kroki. A tam szybko doszłam do wniosku, że w zasadzie byłoby to niemożliwe. Nie mam 20 lat, więc do żadnego klubu nie zostałabym wpuszczona, a w moim mieście nie było żadnych podejrzanych dzielnic, w których – jak sobie wyobrażam – można jednak namierzyć kogoś, kto sprzedaje narkotyki. Myślę, że w wielkich miastach, takich jak Tokio czy Jokohama, coś takiego musi przecież być. Ale Oita, na wschodzie Kiusiu, to jednak niezbyt duże miasto.  Młodzież w moim wieku chodzi tu jedynie do klubów karaoke, a tam narkotyków nikt nie sprzedaje. Nie ma zresztą w ogóle na to miejsca, bo kluby karaoke są w pełni zautomatyzowane i wszystko załatwia się za pomocą aplikacji i komputerów.
  Wydaje się więc, że zagrożenie narkotykami w japońskich liceach praktycznie nie istnieje. W trakcie mojego pobytu nie spotkałam się z żadnymi prelekcjami, nie widziałam też żadnych kampanii antynarkotykowych, ani w szkołach, ani w mediach, ani na ulicach. Wrażenie jest takie, że w ogóle nie ma tematu. Może nie rozmawia się o tym, bo i nie za bardzo jest o czym?

Konstancja Więckowska