Aktualności

JAPONIA. ŻYCIE DZIECI I NASTOLATKÓW OCZAMI EUROPEJKI
Konstancja Więckowska



Kitsuki na Kiusiu- najmniejszy zamek w Japonii


   Istnieje pewien temat, który ciekawi nie tylko osoby zainteresowane kulturą Dalekiego Wschodu, ale w ogóle ludzi wychowanych w Europie czy Ameryce, czyli na kontynentach, gdzie bunt młodzieży nie jest czymś niezwykłym, a często uważany jest nawet za zjawisko pożądane. Jednak w przypadku krajów azjatyckich, w tym Japonii, sytuacja ma się zgoła inaczej, by nie rzec całkowicie na odwrót. Coś, co przybyszowi rzuca się tu szybko w oczy to fakt, że japońskie dzieci i nastolatki są niezwykle zdyscyplinowane, karne i posłuszne.
  Mimo, że przez miesiąc mieszkałam z japońską rodziną, która miała dwójkę małych dzieci: pięcioletniego chłopca i siedmioletnią dziewczynkę, to nie udało mi się odkryć, jaka jest recepta rodziców na ten sukces wychowawczy: kiedy przyjechałam, dzieci były już ułożone. Brzmi to nieprawdopodobnie, ale w Kraju Kwitnącej Wiśni maluchy nie krzyczą i nie biegają na wszystkie strony. Jeżeli rozrzucą zabawki, to po zakończonej zabawie same z siebie grzecznie je zbierają, a kłótnie między nimi trwają może kilka minut. Dzieci bezwzględnie przestrzegają tego, co powiedzą im rodzice: w muzeach nie dotykają eksponatów, od razu po powrocie ze szkoły odrabiają zadane lekcje. Nie ma więc powodu, aby rodzice musieli podnosić na nie głos. Moją uwagę zwróciła też kwestia jedzenia. Japończycy bardzo je szanują, być może ze względu na pamięć o trudnej sytuacji powojennej, być może z przyczyn kulturowych lub religijnych, tego do końca nie odkryłam, ale tak czy owak jedzenie darzy się tam wielkim szacunkiem. I co niezwykłe, dotyczy to również dzieci. Mali Japończycy nie grymaszą przy posiłkach, bez sprzeciwu jedzą wszystko, co zostanie im podane, zjadają też całą porcję, którą mają na talerzu. I nigdy nie bawią się jedzeniem. A jeśli tak, to jest to bardzo źle widziane przez rodziców, którzy krótko, lecz ostro doprowadzają pociechy do porządku. Japońskie dzieci nie sięgają też po słodycze bez pozwolenia rodziców. W mojej rodzinie wyglądało to, że Sumire (moja japońska siostrzyczka), zawsze po kolacji pytała, czy może zjeść parę cukierków, na co rodzicie odpowiadali na ogół, że tak, natomiast gdyby nie zapytała, to reakcja rodziców mogła być różna.


Z japońskimi dziećmi na lodach


  Interesujące jest też podejście do pieniądza, racjonalnych wydatków uczy się tu dzieci od najmłodszych lat. Moja Sumire (przypomnę, 7 lat) dostawała kieszonkowe dwa razy w miesiącu i tyle, ile sobie zaoszczędziła, tyle miała. Gdy pewnego razu poszliśmy do sklepu z zabawkami, Sumire brakowało kilkunastu jenów (to naprawdę drobna kwota) do upatrzonego pluszaka, mama pozostała jednak niewzruszona i nie dołożyła się do pieniędzy córki. Ma to zapewne uczyć oszczędności i szacunku do pieniądza.
  Mimo wszystko relacje między dziećmi a rodzicami są ciepłe. Gdy rodzice wracają z pracy, często bawią się ze swoimi pociechami, chociaż z drugiej strony okazywanie uczuć na tym w zasadzie się kończy. Japońscy rodzice nie przytulają swoich dzieci, nawet w sytuacji, kiedy one płaczą. Co najwyżej poklepią je po ramieniu. Kontakt fizyczny jest tu bardzo ograniczony, nie ma zwyczaju obejmowania czy całowania maluchów.
  Z tak wychowywanych dzieci wyrastają później posłuszne nastolatki. Japońska młodzież żyje w świecie jasno sprecyzowanych reguł, wielu zakazów i nakazów, których nawet nie próbuje przekraczać. Najlepiej widać to na przykładzie japońskiej szkoły, która pełna jest drobiazgowych zasad, często bardzo ograniczających, a dotyczących np. wyglądu ucznia. Chodzi tu nie tylko o identyczne mundurki, ale również narzucone fryzury (u chłopców dopuszczana długość włosów może sięgać nieco poniżej uszu). Zabronione są tatuaże, makijaż, pomalowane paznokcie (z lakierem bezbarwnym włącznie), a nawet gumki do włosów w kolorach innych niż czarny i granatowy. Na szkolnych lekcjach i przerwach obowiązuje bezwzględna cisza, do jej zachowania niewątpliwie przyczynia się również zakaz używania telefonów na terenie szkoły (nie można ich nawet wyciągać z plecaka!). Ale niedozwolone są też kalkulatory, więc wszystkie obliczenia trzeba robić w pamięci.


Moja klasa w japońskim liceum


  Jednak to nie jedyne istotne różnice pomiędzy japońską szkołą i japońskim życiem szkolnym, a szkołą w Polsce. Myślę, że sporo z obowiązujących zasad byłoby dla mnie na dłuższą metę trudne do zaakceptowania. Odruch wewnętrznego protestu budził we mnie już sam plan dnia w japońskiej szkole. Do szkoły trzeba bowiem przyjść 20 minut przed rozpoczęciem lekcji (żeby na pewno się nie spóźnić), potem jest pierwszy dzwonek, a po nim przez 25 minut trwa ceremonia otwierająca, podczas której wychowawca najpierw omawia najważniejsze sprawy dotyczące danego dnia, a potem uczniowie mogą sobie czytać książki po angielsku. Następnie jest 8 godzin zajęć (+ cichy lunch, trwający 50 minut), aż wreszcie po zakończonych lekcjach uczniowie sprzątają klasę i szkołę. Na samym końcu wkracza znowu wychowawca i w trakcie ceremonii zamykającej podsumowuje miniony dzień i zapowiada, co będzie się działo dnia następnego. Wszystko to składa się na niezwykle męczący plan dnia, skutkujący tym, że nauka szkolna – która, nawiasem mówiąc, nie jest moim zdaniem zbyt efektywna – zajmuje człowiekowi praktycznie cały czas. A po szkole są jeszcze zajęcia pozalekcyjne, które wprawdzie w teorii nie są obowiązkowe, jednak na ucznia, który nie zapisze się na żadne, nauczyciele patrzą krzywo i nie traktują go na równi z innymi. Po tym wszystkim młodzież dociera do domu niezwykle późno i jest wykończona.
   Inną zaskakującą rzeczą w japońskiej szkole jest nierówne traktowanie chłopców i dziewcząt. Młode Japonki traktowane są często z pobłażaniem i w sposób infantylizujący, co mnie osobiście bardzo irytowało. Podejście nauczycieli do chłopców jest natomiast rygorystyczne, powiedziałabym nawet, że używana jest wobec nich twarda ręka.
  Moją uwagę zwrócił również fakt, że w japońskiej szkole nie ma w zasadzie żadnych form aktywności, podczas których uczniowie mogliby wyrażać swoje zdanie. Żadnych dyskusji czy debat, żadnych własnych interpretacji czegokolwiek. Właściwie nigdy nie słyszałam, żeby uczniowie wyrażali swoje opinie. Powstaje w związku z tym pytanie, czy młodzi Japończycy w ogóle je mają. Czy mają swoje poglądy i własne zdanie?


Autorka w japońskim ogrodzie


Najdziwniejsze dla mnie było to, że japońska młodzież podporządkowuje się temu systemowi bez szemrania. Nie zauważyłam żadnych odstępstw od obowiązujących norm  i regulaminów, żadnego sprzeciwu ani prób buntu. Jedynie czasami, ale to już w bliższej rozmowie, słyszałam krytyczne opinie moich rówieśników na temat japońskiego systemu edukacji. Z drugiej strony, takich rozmów nie było jednak wiele. Podczas spotkań pozaszkolnych rozmawia się o sprawach z życia codziennego, o zakupach czy aktualnych idolach. Młodzi Japończycy nie podejmują takich tematów jak polityka, gospodarka, ekologia, kryzys klimatyczny, itp. I takiej wymiany poglądów również mi brakowało.

Gdybym natomiast miała wskazać jedną tylko rzecz, która doskwierała mi najbardziej, to byłby to wspomniany wcześniej system organizacji dnia szkolnego, zapełniający cały dzień i zupełnie ograbiający z czasu.
A jednak…. japońskie nastolatki wydają się być szczęśliwe żyjąc właśnie w ten sposób.


Konstancja Więckowska